Redakcyjna kawa #41

Poranna redakcyjna kawa

W nocy bogini Pasithea obdarzyła mnie dziwnym snem. Znalazłem się w pomieszczeniu, w którym na żyłkach wisiały pałeczki perkusyjne, jakiś głos powiedział mi „Wybierz rozmiar 24, one są najlepsze dla Ciebie”. Podszedłem do wiszącego lasu pałeczek, sprawdzam a tam same rozmiary 27, po długim poszukiwaniu w końcu natrafiłem na rozmiar 24, były brzydkie, i już używane z niechęcią wyciągnąłem rękę, by je zabrać i w tym momencie sen się urwał.

Dziś rano po porannym spacerze z Uzim, w mojej skrzynce pocztowej zamiast listów znalazłem całkiem spore grono kandydatów i kandydatek do Sejmu i Senatu wszystkich opcji, gdy bractwo zaczęło się wysypywać, zamknąłem szybko skrzynkę niczym puszkę Pandory, chciałem ją jeszcze zabezpieczyć plecami na wypadek, gdyby stali się bardziej agresywni, ale usłyszałem tylko jęk zawodu.

À  propos korespondencji, jak już wcześniej pisałem, kiedyś wykonywałem jeden z najpiękniejszych zawodów na świecie, czyli zawód listonosza. Były to czasy, kiedy listonosz był listonoszem, a nie drukonoszem, choć pod koniec mojej kariery zrobiono z nas także domokrążców, mój samochód wypełniony był kołdrami, trutkami na szczury, kalendarzami i cholera wie czym jeszcze. Pewnego razu podczas „składania się w rejon” trafiła w moje dłonie kartka pocztowa, na której widniał odbiorca przesyłki i jakże szczegółowe dane adresowe „Jelenia Góra, długa ulica równoległa do innych , żółty budynek po prawej stronie” przesyłka z moją adnotacją „brak dokładnego adresu” powędrowała do magazynu w Koluszkach i tam zakończyła swoją wędrówkę po Jeleniej Górze. Nie wiem, po co to wspominam, może historia z tą skrzynką mnie do tego nakłoniła? Nie wiem.

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest
Pocket
WhatsApp

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *