Doświadczenie z ukraińskiego frontu buduje bezpieczeństwo w polskich Karkonoszach. Wciąż więc bądźmy ludźmi
Zmęczenie, obojętność, a czasem nawet wrogość – to uczucia, które coraz częściej wypierają pierwotny entuzjazm pomocy naszym wschodnim sąsiadom. Zapominamy, że za geopolityką stoją dramaty zwykłych rodzin, a wojna to nie tylko statystyka, ale realne zagrożenie, które uczy nas, jak przetrwać. Dlatego ponad podziałami, niezależnie od ocen politycznych, po prostu bądźmy ludźmi. To właśnie ten prosty odruch serca sprawił, że dzięki inicjatywie Roberta Czepielewskiego, bezcenna wiedza o zarządzaniu kryzysowym trafi teraz pod strzechy w naszym regionie, wspierając Lokalną Grupę Działania PARTNERSTWO DUCHA GÓR.
Od pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę minęły niemal cztery lata. Od pierwszych strzałów w Donbasie – ponad dekada. Czas w tym przypadku nie leczy ran, lecz je pogłębia, a nam, obserwatorom bezpiecznym po tej stronie granicy, zamazuje obraz rzeczywistości. Przyzwyczailiśmy się do doniesień o bombardowaniach tak, jak przyzwyczajamy się do prognozy pogody. Tymczasem tuż za miedzą rozgrywa się horror, który Piotr Skopiec z Fundacji Humanosh im. Sławy i Izka Wołosiańskich ogląda z bliska, patrząc w oczy ludziom, którzy stracili wszystko.

Krajobraz po bitwie i zmęczenie materiału
Rozmowa Roberta Czepielewskiego z Piotrem Skopcem w programie „Gość Dnia” to wstrząsające świadectwo tego, że wojna ewoluuje w stronę coraz bardziej nieludzką. To już nie tylko starcia armii, to polowanie dronów na wszystko, co się rusza. To światłowody rozciągnięte nad drogami, mające chwytać bezzałogowce, w które wplątują się cywilne samochody. To wsie pod Charkowem, które zamieniły się w krajobraz księżycowy.
„To, co jest dramatyczne, to fakt, że praktycznie 10 km od Charkowa wioski są kompletnie poniszczone”, relacjonuje Piotr Skopiec. „Jak jedziemy za Charków w stronę Czuhujewa, Konstantynówki, Słowiańska, to zniszczenia, które tam są, tworzą krajobraz księżycowy. Są wsie, gdzie każdy dom jest czymś uderzony i to już będzie trudne do odbudowania.”
W tej apokalipsie tkwią zwykli ludzie. Oni nie wybrali wojny. Wojna przyszła do nich. To nie ich wina, że na ich domy spadają bomby. Często słyszymy w Polsce głosy zniecierpliwienia, narzekania na uchodźców, a Internet zalewa fala hejtu, nierzadko sterowana przez rosyjską machinę dezinformacyjną. Musimy jednak pamiętać: cywil w Charkowie czy Kupiańsku nie jest politykiem. Jest ofiarą. Piotr Skopiec, który regularnie odwiedza strefy przyfrontowe, przypomina o tym z ogromną mocą. Opowiada o staruszkach, które zostały same w zrujnowanych chałupach, bez prądu i wody.
„Tam naprawdę czasami warto pojechać do wioski i po prostu usiąść na ławce, porozmawiać z babcią, potrzymać ją za rękę”, mówi ze wzruszeniem Skopiec. „Powiedzieć: »Babciu, przyjechałem z Polski, żeby ci powiedzieć, że nie zapomnieliśmy o was«”.
To właśnie ta iskierka nadziei jest często ważniejsza niż chleb. Poczucie, że świat nie odwrócił wzroku.

Profesjonalizm zrodzony w ogniu
Fundacja Humanosh to jednak nie tylko porywy serca, to potężna, profesjonalna machina ratunkowa. Choć wielu kojarzy ich z pomocą Ukrainie, ich historia sięga głębiej – pomagali uchodźcom z Białorusi i Afganistanu na długo przed lutym 2022 roku. Dziś aspirują do certyfikacji WHO jako Emergency Medical Team (EMT, Zespół Pomocy Medycznej). Ich zespoły ratowały ludzi po trzęsieniu ziemi w Turcji, koordynowały ewakuacje ze Strefy Gazy, szkoliły medyków w Ugandzie walczących z wirusem Ebola i dotarły z pomocą do Mjanmy.
To doświadczenie, zdobywane w najbardziej ekstremalnych warunkach na Ziemi, nie jest wiedzą teoretyczną. Jest opłacone krwią, potem i tysiącami godzin spędzonych w stresie, gdzie o życiu decydują sekundy. I tu dochodzimy do sedna. Powinien to sobie uświadomić każdy Polak: pomaganie innym to inwestycja we własne bezpieczeństwo.
Kiedy we wrześniu ubiegłego roku południe Polski nawiedziła kolejna powódź, to właśnie zespoły Humanosh, zahartowane na ukraińskim froncie, ruszyły do Nysy, Głuchołazów i Lewina Brzeskiego. Wystawili karetki, postawili ambulatorium w szkole, wspierali przeciążone polskie zespoły ratownictwa medycznego. Mechanizmy wypracowane podczas ewakuacji rannych żołnierzy czy cywilów spod ostrzału okazały się bezcenne w walce z żywiołem w Polsce.
Ducha Gór wzmacnia się wiedzą
Właśnie ten aspekt – przenoszenia kompetencji kryzysowych na grunt lokalny – stał się osią nowej, niezwykle ważnej inicjatywy. Robert Czepielewski, gospodarz programu Gościa Dnia, człowiek zaangażowany w pomoc humanitarną jeżdżący na Ukraine jako reporter wojenny, dostrzegł ogromny potencjał w połączeniu globalnego doświadczenia Humanosh z lokalnymi strukturami społecznymi.
Dzięki jego zaangażowaniu Fundacja Humanosh nawiązała współpracę z Lokalną Grupą Działania PARTNERSTWO DUCHA GÓR — organizacją działającą w rejonie Karkonoszy, zrzeszającą gminy, organizacje pozarządowe i mieszkańców. Od jakiegoś czasu przekazuje unikalną wiedzę o zarządzaniu kryzysem, koordynacji działań i pierwszej pomocy tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna: strażakom OSP, Kołom Gospodyń Wiejskich, lokalnym liderom.
„Będziecie wspierać tego NGO-sa, prawda?”, dopytywał w programie Czepielewski.
„Tak! Wspierać, szkolić, przekazywać wiedzę, którą posiedliśmy, a którą warto się podzielić, bo to się na pewno przyda przy zarządzaniu kryzysowym”, potwierdził Piotr Skopiec. „Naprawdę nauczyliśmy się sporo, więc to przekażemy dalej”, obiecuje wolontariusz.
To modelowy przykład tego, jak wielka polityka i dramatyczne wydarzenia na świecie mogą przekuć się w konkretne korzyści dla lokalnej społeczności w Polsce. W obliczu coraz częstszych anomalii pogodowych czy sabotażowych zagrożeń, umiejętność radzenia sobie w kryzysie staje się kluczowa. Wiedza przywieziona z Zaporoża czy Charkowa może jutro uratować życie mieszkańca Karkonoszy.
Zaufanie to waluta twardsza niż pieniądz
W dobie powszechnej nieufności i doniesień o aferach korupcyjnych – również tych na Ukrainie, o których otwarcie rozmawiali Czepielewski i Skopiec – kluczowa staje się wiarygodność. Ludzie boją się, że ich datki zostaną zmarnowane. Piotr Skopiec nie ukrywa, że korupcja i afery polityczne podcinają skrzydła wolontariuszom. Jednak Humanosh ma na to jedną odpowiedź: pomoc celowa i bezpośrednia.
Fundacja wyciągnęła wnioski z bolesnych lekcji. „Kiedyś kolega pomylił bramy wjazdowe i wjechał w jedną bramę wcześniej. Okazało się, że jest tam sklep z rzeczami z pomocy humanitarnej”, wspominał w programie dramatyczną pomyłkę z przeszłości Piotr Skopiec. Od tego momentu Humanosh unika jak ognia pozostawiania darów w przypadkowych magazynach. Wszystko trafia bezpośrednio do rąk sprawdzonych ludzi – Wiktora w Charkowie, Jurija w Iwano-Frankiwsku, czy bezpośrednio do symbolicznej babci w wiosce. To gwarancja, że każda złotówka, każdy śpiwór i każdy generator prądu spełnią swoją rolę.

Nie bądźmy obojętni
Wojna wciąż trwa, nawet jeśli wyłączymy telewizor. Giną dzieci, giną osoby starsze, a ukraińscy żołnierze – a coraz częściej także kobiety w mundurach – walczą resztkami sił, bez rotacji i odpoczynku. W Polsce możemy czuć zmęczenie tematem, możemy mieć różne zdanie o polityce rządu w Kijowie, ale nie mamy prawa tracić człowieczeństwa.
Apel Piotra Skopca i Roberta Czepielewskiego jest prosty, ale przeszywający: nie dajmy się podzielić, nie ulegajmy trollom internetowym i dezinformacji. Pomagając tam, budujemy też własne bezpieczeństwo i odporność społeczną tutaj. Współpraca z LGD Partnerstwo Ducha Gór jest tego najlepszym dowodem.
Każdy z nas może dołożyć swoją cegiełkę. Może to być 1,5% podatku, wpłata na paliwo do karetki (którego koszt na jeden wyjazd do Charkowa to aż 2,5 tys. zł!), zakup rękodzieła ze sklepu Humanosh albo po prostu dobre słowo i brak zgody na hejt.
Na koniec, niech wybrzmią słowa, które w studiu wypowiedział Robert Czepielewski, podsumowując sens wszelkich działań humanitarnych:
„Pomimo krytyki, jaką wypowiadam pod adresem obecnego rządu Ukrainy (…), po pierwsze: BĄDŹMY LUDŹMI. Nie bądźmy obojętni na to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. (…) Wykrzesajmy jeszcze troszkę tej wrażliwości.”
W świecie pełnym chaosu, bycie człowiekiem to czasem najtrudniejsze, ale i najważniejsze zadanie, jakie przed nami stoi.



















