Poranna redakcyjna kawa
Parę dni temu moja koleżanka Bożka Danielska zaproponowała w swoim komentarzu do mojego posta, by choć trochę powiało w porannych redakcyjnych kawach optymizmem, więc spełniając jej prośbę, a może żądanie – dziś nie będzie o polityce, wojnie, dziś pewna anegdota dotycząca mojej pracy.
Wiele osób słyszało o prawie serii, dla jednych może to być seria szczęśliwych zdarzeń, dla innych nie bardzo. W moim przypadku, była to seria dziennikarskich wpadek. Niestety trafiło to na uwielbianego przeze mnie aktora i reżysera Jerzego Bończaka, którego wystukując, te słowa serdecznie pozdrawiam. Z panem Jerzym przeprowadziłem chyba 6 wywiadów i każdy dosłownie każdy naznaczony był wpadką dźwiękową, po prostu złośliwość rzeczy martwych. Otóż przy każdym wywiadzie jak muchy padały mi baterie w mikrofonie. Po pierwszym faux pas kiedy to mikrofon przestał działać, na kolejne wywiady zabierałem zestaw dodatkowych źródeł zasilania, przy czym „świeże” baterie wkładałem do mikrofonu, nadajnika i odbiornika jeszcze w redakcji. Jak łatwo się domyślić sytuacja z bateriami powtarzała się przy każdym wywiadzie z Panem Jerzym i zawsze, ale to zawsze mój rozmówca wykazywał ogromne pokłady cierpliwości i tradycją stały się podczas kolejnych spotkań pytania (oczywiście w formie żartów) czy aby baterie na pewno są naładowane? Ja zarzekałem się, że tak, ale sytuacja powtarzała się, mniej więcej w połowie rozmowy pyk i mikrofon gasł. Oczywiście wtedy prosiłem o chwilę przerwy na wymianę baterii, a Pan Jerzy ze spokojem czekał, aż drżącymi ze zdenerwowania dłońmi wymienię te cholerne baterie. Po premierze bodajże „8 Kobiet” które reżyserował Jerzy Bończak, odbyło się tradycyjne spotkanie z twórcami spektaklu. Podchodzę do Pana Jerzego z kamerą i nowiusieńkimi bateriami w mikrofonie, by podzielił się wrażeniami po premierze. Ustawiam kamerę, poprawiam kadr, światło i zaczynamy rozmowę, po dwudziestu sekundach widzę, jak w mikrofonie gasną kolejne kreseczki pokazujące stan użyteczności tych cholernych baterii. Mniej więcej po minucie mikrofon zdechł, poczułem, jak krew odpływa mi z mózgu do najmniejszych palców u stóp, z ledwością łapię oddech, siłą woli nie mdleję, w końcu zdobywam się na odwagę i mówię – Przepraszam Pana, ale baterie mi padły, chwila moment wymienię je i dokończymy rozmowę. Na to Pan Jerzy ze spokojem, ale dosadnie: ,,A wiesz ty co? A odpierdol ty się ode mnie” i poszedł, a ja stoję z tym zasranym mikrofonem, starając się zrozumieć, co się wydarzyło. Po chwili jednak podszedł do mnie Pan Jerzy z pytaniem, czy mam nowe baterie? Odpowiedziałem, że tak – To wymień i dokończymy wywiad, bo stoisz jak ta dupa. Szybko wymieniłem baterie i dokończyliśmy wywiad. Po tych historiach z bateriami nagrywałem kolejne wywiady z Panem Jerzym i co ciekawe, już bez żadnych problemów.