18 października obchodzimy Dzień Listonosza oraz Dzień Poczty Polskiej. Z tej okazji przeprowadziliśmy wywiad z kolegą redakcyjnym Robertem Czepielewskim, który przez siedem lat był listonoszem.
Jak długo pracowałeś jako listonosz i co skłoniło Cię do wyboru tej profesji?
Do bycia listonoszem skłoniło mnie samo życie. Był taki moment, kiedy szukałem akurat pracy. Przypadkowo spotkałem kolegę listonosza, który powiedział mi, że tam, gdzie teraz pracuje, chcą kogoś zatrudnić. W tym samym dniu poszedłem do biura Poczty Polskiej przy ul. Pocztowej i złożyłem CV. Kilka dni później swoje kroki skierowałem do Urzędu Pocztowego 14 przy ul. Sygietyńskiego i tak zaczęła się moja 7-letnia przygoda pracy listonosza. Najpierw byłem tzw. skoczkiem, czyli listonoszem, który w zastępstwach obsługiwał wszystkie rejony. To była prawdziwa szkoła życia, bo codziennie obsługiwałem inny rejon. Bardzo szybko trzeba była poznać jego topografię. Pytałem starszych kolegów, gdzie zacząć i gdzie skończyć. Podchodzili do mapy i pokazywali “Tu zaczynasz, a tu skończysz”. Pierwsze moje samodzielne wyjście w rejon wyglądało tak, że do urzędu pocztowego wróciłem około godziny 22.00, więcej czasu straciłem na szukaniu ulic i adresów, niż na doręczaniu przesyłek. Później z każdym dniem było już coraz lepiej.
Jakie są najbardziej niezapomniane i ciekawe chwile, które przeżyłeś w trakcie dostarczania przesyłek?
Zawód listonosza jest bardzo wyjątkową profesją. To jeden z najpiękniejszych fachów, które kiedykolwiek wykonywałem. Na pewno wartością dodaną jest kontakt z ludźmi, poznawanie ich emocji, tajemnic, radości, smutków… Listonosz, który obsługuje swój rejon, jest traktowany jak członek rodziny. Przynajmniej tak było za moich czasów. Każdy był odpowiedzialny za swój rejon i z tym rejonem się utożsamiał. Mnie akurat przypadał rejon wiejski: Czarne i Staniszów. Często bywało tak, że przed moim wyjazdem dostawałem SMS-y od starszych mieszkańców z prośbą o zrobienie zakupów i pierwsze co, to jechałem do sklepu, kupowałem wszystko i im dostarczałem. To są właśnie takie wartości dodane, czyli przebywanie z ludźmi i poznawanie ich. Bardzo lubię ludzi oraz mam dar słuchania, to ta praca doskonale mi odpowiadała.
Czego nauczyłeś się podczas tych siedmiu lat?
Na pewno cierpliwości, ale także odnajdowania się w wielu sytuacjach. Listonosz często przebywa w różnych światach. Jednym światem jest to praca wśród ludzi, będących na wysokiej drabinie społecznej, a drugim spotykanie się z ludźmi na zakręcie życiowym. Widać tą skrajność między nimi. Tak więc trzeba to wszystko zrównoważyć i traktować te osoby na równi oraz nie poddawać się emocjom. To, czego ja się nauczyłem jako listonosz i co przydało mi się również w pracy dziennikarskiej to to, że bez względu na to kto, kim jest, zawsze traktuję go z takim samym szacunkiem.
Jakie wyzwania i trudności napotyka listonosz w codziennej pracy?
Zacząłem pracę w momencie, kiedy utrwalił się wizerunek listonosza Józefa Garlińskiego z serialu “Złotopolscy”, w którego rolę wcielił się aktor Jerzy Turek. Później nadszedł czas, kiedy my listonosze nie wiedzieliśmy czy jesteśmy bardziej listonoszami, drukonoszami czy akwizytorami. Trudności wynikały również ze specyfiki tego zawodu, ponieważ człowiek poruszał się po różnym terenie i nie mógł czuć się zawsze bezpiecznie w swojej pracy. Do tej pory listonosze obsługują rozmaite rejony, w których występują rozmaite zagrożenia. Wyzwaniem jest także odpowiedzialność za doręczanie korespondencji lub pieniędzy oraz utrzymanie zaufania, które zdobywało się często przez lata. Jedną czy dwie pomyłki klient mógłby wybaczyć, ale jeśli robi się to notorycznie, to szybko można stracić szacunek w oczach tych ludzi, a brak szacunku i zaufania to koniec dla listonosza.
W jaki sposób zbudowałeś relacje z mieszkańcami obszaru, gdzie dostarczałeś przesyłki?
Myślę, że poprzez naturalność bycia, poprzez szacunek, jaki ich darzyłem i poprzez rzetelne wykonywanie swojej pracy. Nie ukrywam, że było mi troszkę łatwiej, ponieważ obsługiwałem rejon osiedla Czarne i Staniszów i sporo mieszkańców poznałem już wcześniej. Natomiast poważne podejście do swojej profesji decyduje o budowaniu relacji z ludźmi. Po paru latach pracy w wielu domach czułem się jak u siebie. Nie musiałem dzwonić czy pukać do drzwi, po prostu wchodziłem jak do siebie. Mieszkańcy częstowali mnie obiadami, czasami też kolacją i herbatą. Człowiek czuł się swobodnie. Listonosz to także powiernik tajemnic. Dlatego ważne jest, by ludzie darzyli go zaufaniem.
Jak postrzegani w twoich czasach byli listonosze?
Listonosze to pewnego rodzaju elita. Są to postacie z bogatymi życiorysami, ludzie inteligentni prowadzący ciekawe życia. Jedni postrzegają listonosza tylko jako człowieka chodzącego z torbą i doręczającego listy, a tymczasem bywa to osoba niezwykle barwna. Miałem ogromne szczęście pracując z listonoszami, od których wiele nowego się nauczyłem.
Jak może wyglądać praca listonosza za kilka lat?
Myślę, że czasy, kiedy listonosz był kimś ważnym na swoim rejonie już minęły. Nadeszła cyfryzacja. Ludzie też się zmieniają, niektórzy są bardziej roszczeniowi w kontaktach. Niestety osoby kierujące firmami pocztowymi zdegradowały zawód listonosza tylko do zawodu doręczyciela. Kontakty z klientem są zabijane przez biurokrację. Wydaje mi się, że jest to olbrzymi błąd. Obecnie listonosz nie jest traktowany jako ktoś, kto przynosi dobrą czy złą wiadomość, tylko jest po prostu kimś anonimowym. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. A szkoda, bo w ten sposób zabija się tradycję i historię. Może jednak nie wszystko stracone…
Kolegom i koleżankom listonoszom życzę wszystkiego najlepszego z okazji waszego święta!