Poranna redakcyjna kawa
Wszystko, co dobre szybko się kończy, kończy się także moja morska podróż z uczniami ‚Żeroma” po Morzu Liguryjskim na pokładzie STS Pogoria. Zastanawiam się, które z 3 miast, jakie odwiedziliśmy zrobiło na mnie największe wrażenie. Myślę, że było to Porto Venere znajdujące się w Zatoce Spezia, ale ta nazwa jakoś nie przemawia do mnie i wolę jego drugą nazwę Zatoka Poetów. Chodząc jego wąskimi uliczkami, wyobrażałem sobie, jak kiedyś mogło wyglądać życie w tej rybackiej osadzie, kiedy zamiast przy restauracyjnych ogródków wypełnionych turystami i wystawioną na chodnikach tandetą, stały stragany, na których rybackie rodziny sprzedawały to, co udało im się pozyskać z morza, ba jak człowiek dobrze zamknie oczy, to i zobaczy rzymskich rybaków z II wieku naszej ery wpływających do osady lub wypływających w morze i tak przeniósłszy się w świat wyobraźni, nagle przypomniałem sobie zdarzenie, z czasów dzieciństwa.
Przechodziłem obok ówczesnego dworca autobusowego, przy ulicy Chrobrego i nagle mój wzrok przyciągnął pewien starszy pan, pamiętam, że był wysoki i miał łysinę, w ręce trzymał siatkę, w której znajdowały się dwa słoiki i kierował się w stronę ulicy Wolności, dalej skręcił w Korczaka. Pomimo wieku szedł dość szybko, nie wiem dlaczego, ale miałem wówczas przeświadczenie, że się jeszcze spotkamy i tak też się stało. Po jakimś czasie zobaczyłem go z daleka, szedł szybko, lekko pochylony z tą samą torbą i z tymi samymi słoikami, szedł w stronę dworca autobusowego zanosząc się płaczem, szedł nieprzytomny z rozpaczy. Od razu w mojej głowie powstała historia związana z tym panem, wyobraziłem sobie, że w słoikach niósł jedzenie dla swojej żony, która leżała w szpitalu, na miejscu dowiedział się, że żona zmarła, wracał do domu na wsi, by przekazać bliskim tę smutną wiadomość. Dlaczego ułożyłem sobie jako dziecko taki smutny scenariusz diabli wiedzą, ale ten obraz towarzyszy mi po dziś dzień.