Redakcyjna kawa #168

, , , , ,

Poranna redakcyjna kawa

Podejście polityków wobec wojny w Ukrainie przypomina mi trochę rozmowę, jaką odbył w 1941 roku ambasador Węgier w USA z prezydentem Rooseveltem, którą w książce „Gulasz z Turula” cytuje Krzysztof Varga:

Ambasador Węgier: Szanowny panie prezydencie, z największą przykrością muszę pana poinformować, że z dniem dzisiejszym Węgry wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym.
Roosevelt: Węgry? Co to za kraj?
Ambasador: To jest królestwo, panie prezydencie.
Roosevelt: Królestwo? A kto jest tam królem?
Ambasador: Nie mamy króla, panie prezydencie.
Roosevelt: To, kto tam rządzi?
Ambasador: Admirał Miklós Horthy.
Roosevelt: Admirał? Ach, więc będziemy mieli przeciwko sobie kolejną flotę!
Ambasador: Niestety, panie prezydencie, Węgry nie mają dostępu do morza i w związku z tym nie mają floty.
Roosevelt: O co więc wam chodzi? Macie z nami jakiś konflikt terytorialny?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Węgry nie mają roszczeń terytorialnych wobec USA. Mamy konflikt terytorialny z Rumunią.
Roosevelt: A więc prowadzicie także wojnę z Rumunią?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Rumunia jest naszym sojusznikiem…

Trudno stwierdzić, kto wróg, a kto przyjaciel ot, żeby nie szukać daleko, takie juesej, które wojenną suitę gra na tak wielu fortepianach, że wkrótce osiągnie rozmiar symfonii. Z obiecanej Ukrainie pomocy pozostały już sterty nagryzmolonych papierów nutowych.

Waszyngton nie kwapi się z wysłaniem nad Dniepr systemów antyrakietowych i antydronowych, co sprawia, że Ukraina jeszcze bardziej staje się bezbronna, co pokazują ostatnie ostrzały rakietowe, między innymi ten, w którym w Czesiwym Jarze według rosyjskich mediów miał zginąć polski generał Marczak.

Żeby dopełnić nieszczęść, Ukraińcy poinformowali świat, że Rosjanie kupują zdjęcia satelitarne od amerykańskich firm, dzięki którym ich ataki rakietowe na pozycje wojski ukraińskich i infrastrukturę krytyczną stały się celniejsze.

Kijów mówi wprost o udzielaniu przez juesej pomocy ofensywnej Moskwie, o czym uprzejmie donosi dziennikarz The Atlantic:
“Ukraińskie źródło wojskowe powiedziało mi, że wierzy, że rosyjskie uderzenia dalekiego zasięgu przez rakiety manewrujące, które należą do najdroższych broni w nienuklearnym arsenale, są skierowane za pomocą zdjęć satelitarnych dostarczonych przez amerykańskie firmy. Mówi, że sekwencja jest jasna: satelita robi zdjęcia miejsca, a kilka dni lub tygodni później ląduje pocisk. Czasami wysyłany jest inny satelita, aby później przechwycić dodatkowe zdjęcia, być może w celu sprawdzenia stopnia uszkodzenia. Liczba zbiegów okoliczności, w których po obrazach następują uderzenia, jest zbyt wysoka, aby mogła być losowa”.

Jak można się przekonać, nie po raz pierwszy, pieniądze nie śmierdzą, pytanie, czy ów amerykańskie firmy nie będą miały zahamowań sprzedając zdjęcia satelitarne, na których będą znajdować się francuskie i dajmy na to polskie wojska, które tak chętnie wybierają się do ukraińskich okopów. No i skąd Elon Musk ma wiedzę, że Ukraina może stracić Odessę?

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest
Pocket
WhatsApp

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *