Poranna redakcyjna kawa
Wczoraj wieczorem wybrałem się do sklepu, po „fajeczki”. Na miejscu naszła mnie ochota na pistacje. Ustawiłem się w kolejce, trzymając małą paczuszkę w ręku. Przede mną dwóch gentlemanów dokonywało zakupu wódeczki. Nie mogli zdecydować się czy wieczór spędzą zagłębiając się w biografię Adama Mickiewicza czy raczej przejść do rzeczy i chłonąć wersy dwunastozgłoskowca Pan Tadeusz.
Wybór trwał kilka minut, zwróciłem im uwagę, że nie przystępują do matury i żeby szybciej się zdecydowali, wszak efekt będzie taki sam. Jeden z nich spojrzał na mnie i zupełnie poważnie zaznaczył, że oni tu dokonują wyboru za sporą kwotę, a ja tu z pistacjami stoję.
Gdy przyszło, do płacenia okazało się, że nie dysponują wystarczającą ilością środków płatniczych. Żeby podbić stawkę, kupiłem dwie paczki papierosów i wspomniane pistacje, co przekroczyło możliwości finansowe znawców literatury pięknej.
Ta sytuacja przypomina mi trochę kurnikową komisję do sprawy Pegasusa. Szanowna komisja zaprosiła J. Kaczyńskiego z nadzieją dokonania rzeczy wielkich, ale zabrakło im wiedzy, przygotowania i sprytu, serwując oglądającym popis żenady i indolencji.
Podobnie było drzewiej z kurnikową komisją do sprawy Amber Gold, kiedy na przesłuchanie został zaproszony Donald Tusk, który wprowadził taki wicher pomiędzy członków komisji, że mogliśmy podziwiać unoszący się łupież w sali przesłuchań.
Od dawna jestem przeciwnikiem powoływania kurnikowych komisji w kraju z dykty, bo jeszcze żadna nic nie wyjaśniła do końca, za to pokazują światu beznadzieję naszego państwa.