Gdy milkną telefony, zostaje samorząd. Lubomierz definiuje bezpieczeństwo na nowo
„Nadajniki BTS się wyłączyły. Był problem, żeby z sołectwami się skomunikować. (…) Nie wiedzieliśmy, czy im jest potrzebna pomoc, czy nie”, przyznaje Mariusz Warowy, burmistrz Lubomierza. Brak łączności, bardziej niż żywioł, stał się najcenniejszą, choć gorzką lekcją z ostatnich kryzysów. Podczas XII Dolnośląskiego Kongresu Samorządowego włodarz gminy kreśli mapę wyzwań, w której agregat prądotwórczy i analogowa komunikacja stają się ważniejsze niż cyfrowe innowacje.
Nowe oblicze zagrożeń
Bezpieczeństwo w samorządzie przestało być terminem abstrakcyjnym, kojarzonym wyłącznie z odległą geopolityką. Dla gmin takich jak Lubomierz, położonych na malowniczym, ale trudnym terenie Pogórza Izerskiego, definicja ta ewoluuje z każdym kolejnym rokiem, a właściwie – z każdą kolejną ulewą. Podczas rozmów w kuluarach kongresu we Wrocławiu, lokalni liderzy coraz rzadziej dyskutują o estetyce, a coraz częściej o przetrwaniu pierwszych dób kryzysu.
W przypadku Lubomierza, specyfika terenu narzuca priorytety. To nie tylko kwestia ochrony przed powodzią w sensie inżynieryjnym, ale przede wszystkim logistyka przetrwania w momencie, gdy woda już opadnie, zostawiając za sobą skażone ujęcia.
Woda, prąd i infrastrukturalne braki
Mariusz Warowy nie ukrywa, że gmina boryka się z zapóźnieniami infrastrukturalnymi, które w sytuacjach kryzysowych stają się bombą z opóźnionym zapłonem. Sieć wodociągowa nie obejmuje całego terenu, co czyni mieszkańców zależnymi od prywatnych studni.
„Przypominam, że akurat nasza gmina, niestety, mamy trzynaście sołectw, a tylko jedno, no dwa niecałe mamy zwodociągowane. I to jest dla nas wyzwanie, bo po ostatniej powodzi ilość studni, która była zalana i później woda nie nadawała się do użytkowania, to jest naprawdę ogromna ilość”, zauważa burmistrz Warowy.
Odpowiedzią samorządu jest pragmatyzm. Środki z obrony cywilnej i fundusze przekazane przez wojewodę nie idą na wizerunkowe projekty, lecz na sprzęt pierwszej potrzeby: agregaty prądotwórcze, koparko-ładowarki do napełniania worków z piaskiem oraz beczki do transportu czystej wody. To powrót do podstaw – zapewnienia mieszkańcom fizjologicznego bezpieczeństwa, gdy zawodzi technika XXI wieku.
Gdy milkną telefony
Jednak najciekawszym wątkiem poruszonym przez burmistrza jest kwestia paraliżu informacyjnego. Doświadczenia z ubiegłorocznej powodzi obnażyły słabość nowoczesnych systemów łączności. W momencie krytycznym, gdy woda odcinała drogi, zgasły również nadajniki telefonii komórkowej. Gmina została głucha i poniekąd ślepa.
Dlatego też priorytetem inwestycyjnym Lubomierza staje się stworzenie systemu łączności niezależnego od komercyjnych operatorów i kaprysów pogody. Administracja musi mieć możliwość koordynowania działań OSP i służb nawet w warunkach totalnego blackoutu.
„Poradzimy sobie, mamy jednostki OSP, mamy ludzi, którzy pomogą, mamy super społeczeństwo (…), tylko my musimy mieć komunikację między sobą”, podkreśla Warowy. Ta prosta diagnoza pokazuje, że w zarządzaniu kryzysowym informacja jest towarem równie deficytowym co pitna woda.
Ludzie, schrony i cyberprzestrzeń
Bezpieczeństwo to także ludzie i ich świadomość. Gmina stara się edukować seniorów w zakresie cyberbezpieczeństwa, choć frekwencja na spotkaniach z policją wciąż pozostawia wiele do życzenia. Równolegle toczy się walka o zabezpieczenie dziedzictwa materialnego – cenne zabytki ruchome, w tym wyposażenie klasztorne, są inwentaryzowane przy pomocy studentów, aby w razie katastrofy wiedzieć, co i jak ratować.
Administracja Lubomierza patrzy też w przyszłość w kontekście nowej ustawy o obronie cywilnej. Mimo pewnego chaosu we wdrażaniu przepisów, samorządowcy doceniają napływ środków i decyzyjność pozostawioną na dole. W planach jest budowa pierwszego z prawdziwego zdarzenia schronu, który służyłby również jako bezpieczne centrum dowodzenia dla administracji. Burmistrz przyznaje przy tym, że sytuacje kryzysowe zmieniły jego postrzeganie pracy urzędników – z biurowej rutyny w ofiarną służbę 24 godziny na dobę.
Lubomierz to przykład gminy, która nie czeka na systemowe rozwiązania z założonymi rękami. Lekcje z przeszłości, zwłaszcza te dotyczące braku wody i łączności, są odrabiane na bieżąco. Wnioski płynące z rozmowy z Mariuszem Warowym są uniwersalne dla całego Dolnego Śląska: technologia jest przydatna, ale to autonomia energetyczna, dostęp do wody i niezależna łączność radiowa stanowią o tym, czy gmina przetrwa pierwszą falę uderzenia – czy to wody, czy innego zagrożenia.



















