Poranna redakcyjna kawa
Kiedyś byłem listonoszem, obsługiwałem rej. 33, czyli osiedle Czarne i Staniszów (gorąco pozdrawiam mieszkańców oraz koleżanki i kolegów z UP14). Były to wspaniałe czasy, uważam nawet, że była to najlepsza praca, jaką kiedykolwiek wykonywałem, ale na koniec miesiąca kasa się raczej nie zgadzała, a poza tym chciałem wypłynąć na szerokie wody oceanu. Któregoś dnia podczas „składania się” rozmawiałem z kolegą, który w owym czasie był również prezesem jednego z klubów piłkarskich grających w bodajże klasie B, poruszamy tematy związane z problemami finansowymi i kadrowymi klubu, czyli niczym nowym. W pewnym momencie mówię słuchaj – Łukasz Podolski szuka klubu! Na to kolega ze stoickim spokojem odparł: „Wiem, ale zaraz chciałby nowe „korki” a skąd wezmę na nie kasę?” Nie wiem, po co to piszę, być może dlatego, że rano jadąc do redakcji i mijając UP14 przypomniałem sobie tę rozmowę.
Tymczasem za wielką wodą, czyli w USA, choć niektórzy wmawiali mi, że poprawną formą skrótową Stanów Zjednoczonych Ameryki jest US, dzieją się ciekawe sprawy i pojawiają się ciekawi kandydaci na fotel prezydenta supermocarstwa, jednym z nich jest Vivek Ramaswamy, który aktywnie włączył się do przedwyborów z ramienia partii republikańskiej, który gryzie kostki takich republikańskich tuzów jak Donald Trump czy Ron DeSantis, pierwszy ma kłopoty ogólnie mówiąc z prawem, drugiemu po dobrym starcie jakby zabrakło pary, a może i „zielonych”. Młody Amerykanin hinduskiego pochodzenia szybko poczuł krew, być może i zwycięstwa w przedwyborach? Bo jak się wydaje, jego hasła odnowienia Stanów Zjednoczonych Ameryki trafiają do republikańskich wyborców. Ramaswamy w swoim programie twierdzi, że ma w głębokim poważaniu politykę klimatyczną, która jego zdaniem tłamsi ekonomiczny i gospodarczy rozwój kraju. W jednej z debat zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, to rozgoni w trzy diabły rozrośniętą administrację, w tym także FBI , które uważa za skostniałą instytucję, która może była świetna za Hoovera, ale nie w obecnych czasach, wypominając jej również upolitycznienie. Wszyscy pamiętamy jak Donald Trump, budował mur odgradzający kraj spod Gwiaździstego Sztandaru od Meksyku. Vivek Ramaswamy nie bawi się w boba budowniczego, 27 czerwca podczas jednej z debat powiedział, że w pierwszym miesiącu po objęciu fotela prezydenta w 2025 roku wyśle kilkaset tysięcy żołnierzy do ochrony granicy przed nielegalną emigracją el Mariach, wypominając przy okazji rządowi Meksyku bierność w walce właśnie z nielegalną emigracją i niewystarczające zwalczanie karteli narkotykowych. Temat narkotyków, a w szczególności fentanylu produkowanego niemal w 100% w Meksyku jest w USA na czasie, bo narkotyk ten od Alaski po południe, przez środkowe stany, zachodnie i wschodnie wybrzeże pustoszy USA zamieniając, jak to się popularnie już mówi w mediach w zombie. Republikański kandydat na kandydata prezydenta nie owija w bawełnę, że obecna wojna w Ukrainie, w którą zaangażowały się USA, nie służy interesom mocarstwa, Vivek Ramaswamy zauważa, że obecny konflikt stwarza precedens oddania Rosji pod wpływy Chińskiej Republiki Ludowej, czym wzmacnia się państwo środka. Lekarstwem na tę dolegliwość ma być oddanie (gość chce oddać coś, co nie jest jego, ale takie są realia wielkiej polityki) Rosji zajętych do tej pory terenów Ukrainy, w zamian za podziękowanie Kremlowi, za współpracę Pekinowi (jak pięknie się zrymowało). Wydaje się, że propozycje Ramaswamiego zaczną zjednywać mu zwolenników, w głosowaniu mającym wyłonić kandydaturę Republikanów do walki o urząd prezydenta, tym bardziej, o czym nie mówi się głośno, społeczeństwo w USA mocno się radykalizuje, w swoim niezadowoleniu, między innymi po harcach Wokandy, rosnącemu bezrobociu i lawinowo rosnącej fali bezdomności, co może dostarczyć wystarczająco dużo armat podczas przedwyborów, ale pożyjemy, zobaczymy, bo Donald Trump nadal wydaje się być poza konkurencją. Czas opuścić amerykańską prerię, miasta, które nigdy nie śpią i udać się do Karpacza, gdzie rozpoczyna się Forum Ekonomiczne Howgh! Jak powiedział Winnetou.