Zaczyna się od sąsiada. LGD budują oddolną sieć odporności, pomimo systemowej luki
Choć to Lokalne Grupy Działania (LGD) często jako pierwsze reagują na kryzysy w małych społecznościach – co dobitnie pokazała powódź we wrześniu 2024 roku – wciąż pozostają niewidoczne w systemowych rozwiązaniach państwa. W projekcie ustawy o obronie cywilnej i ochronie ludności brakuje dla nich miejsca, mimo że to one realnie docierają tam, gdzie państwowa edukacja i pomoc przychodzą na samym końcu. Nie czekając na odgórne wytyczne, organizacje z czterech województw zawiązały Sieć Odporności Obywatelskiej, biorąc sprawy bezpieczeństwa w swoje ręce.
W obliczu rosnącego napięcia geopolitycznego i coraz częstszych gwałtownych zjawisk pogodowych, definicja bezpieczeństwa narodowego ulega przewartościowaniu. Tradycyjne podejście, opierające się wyłącznie na armii i służbach mundurowych, okazuje się niewystarczające w zderzeniu z wojną hybrydową czy katastrofami naturalnymi. Lukę tę dostrzegły Lokalne Grupy Działania z województw dolnośląskiego, lubuskiego, zachodniopomorskiego i wielkopolskiego. Organizacje te, na co dzień zajmujące się rozwojem obszarów wiejskich, rozpoczęły cykl debat i szkoleń, których celem jest budowa realnych struktur odporności na poziomie gminy i sołectwa.
Geopolityka wchodzi pod strzechy
Spotkania, które odbyły się m.in. w Przelewicach (Zachodniopomorskie) i Dychowie (Lubuskie), nie są typowymi konferencjami teoretycznymi. To odpowiedź na konkretne zagrożenia, które przestały być domeną wielkiej polityki, a stały się elementem codzienności mieszkańców prowincji. Jak zauważa Dorota Goetz, Prezeska Lokalnej Grupy Partnerstwo Ducha Gór reprezentującego Dolnośląską Sieć Partnerstw LGD, debaty rozpoczynają się od diagnozy zagrożeń, by płynnie przejść do warsztatów z cyberbezpieczeństwa i walki z dezinformacją.
Współczesne pole walki to w dużej mierze sfera informacyjna. Mieszkańcy mniejszych miejscowości są na nią narażeni w takim samym stopniu, jak obywatele metropolii, często jednak dysponując mniejszymi zasobami weryfikacji treści.
„Dezinformacja w naszych czasach jest celowym wprowadzaniem społeczeństwa w błąd. To, co się dzieje w całej geopolityce i to, co się dzieje na naszym kontynencie (…) jest kluczowym momentem w naszej historii, kiedy musimy tej dezinformacji bardzo mocno się przeciwstawiać”, podkreślał podczas szkolenia Łukasz Dudzic, specjalista od bezpieczeństwa. Ekspert zwraca uwagę, że choć kłamstwo jako narzędzie wpływu nie jest nowym wynalazkiem, to współczesna technologia dała mu niespotykaną siłę rażenia, której celem jest destabilizacja nastrojów społecznych.
Systemowa ślepa plamka
Najmocniejszy głos w dyskusji dotyczy jednak statusu samych LGD w architekturze bezpieczeństwa państwa. Te specyficzne organizacje, będące hybrydą łączącą samorządy, NGO, przedsiębiorców i zwykłych mieszkańców, posiadają unikalny potencjał mobilizacyjny. Mimo to, w świetle projektowanych przepisów są traktowane jak zwykłe stowarzyszenia, bez przypisanej roli w łańcuchu zarządzania kryzysowego.
Sławomir Stańczak z LGD Między Odrą a Bobrem punktuje ten paradoks, wskazując na konieczność lobbowania na rzecz zmian ustawowych:
„Jeśli chodzi o ustawę o obronie cywilnej i ochronie ludności, nas jako Lokalnych Grup Działania, nie ma w systemie”, zauważa Stańczak. „Jesteśmy jedynym w swoim rodzaju typem organizacji w całej Polsce i widzimy dla siebie ogromną rolę w tym całym procesie, ponieważ chcemy zadbać o ludzi na poziomie małych miejscowości, gdzie edukacja i przygotowania lokalnych społeczności przyjdzie na samym końcu.”
To gorzka, ale trzeźwa diagnoza. W sytuacji kryzysu, zanim zadziałają centralne procedury, mieszkańcy wsi są zdani na siebie i swoich sąsiadów. LGD chcą ten czas reakcji skrócić i sprofesjonalizować. Ich plan opiera się na trzech filarach: tworzeniu małych, wiejskich planów bezpieczeństwa (kompatybilnych ze strategiami gminnymi i powiatowymi), certyfikacji lokalnych społeczności w zakresie samopomocy oraz budowie infrastruktury odporności społecznej.
Lekcja z Ukrainy i powodzi
Koncepcja Sieci Odporności Obywatelskiej nie jest teoretycznym konstruktem. Inspiracje płyną bezpośrednio z doświadczeń wojennych Ukrainy. LGD mogą przecież tworzyć na polskich wsiach tzw. punkty wytchnieniowe – miejsca, które w razie blackoutu czy katastrofy zapewnią dostęp do prądu, łączności, a także wsparcia psychologicznego. Stańczak przywołuje obrazy zza wschodniej granicy: punkt, gdzie można naładować telefon, ale też gdzie matka po stracie bliskich znajdzie opiekę specjalisty. To budowanie lokalnej solidarności społecznej w najczystszej postaci.
Zasadność tych działań potwierdziła rzeczywistość wrześniowej powodzi w 2024 roku na południu Polski. Wówczas to właśnie Lokalne Grupy Działania, dzięki swojej sieciowej strukturze i znajomości terenu, często stawały się naturalnymi centrami koordynacji pomocy, docierając tam, gdzie oficjalne służby miały utrudniony dostęp.
Inicjatywa budowy Sieci Odporności Obywatelskiej na kryzysy to dowód na to, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce dojrzewa. Zamiast biernie czekać na parasol ochronny państwa, lokalni liderzy sami zaczynają go szyć. Teraz ruch należy do polityków – czy w nowej ustawie o ochronie ludności dostrzegą ten potencjał, czy też pozwolą, by najskuteczniejsze zasoby lokalnego bezpieczeństwa pozostały poza systemem.



















