Poranna redakcyjna kawa
Jak zwykle wstałem, przed 5, gdy tylko otworzyłem oczęta, zacząłem zastanawiać się, o czym napisać dziś popijając czarny, mocny płyn? Tematów jest bez liku i lęgną się jak króliki, ale w związku z tym, że za nami weekend, a przed nami cały tydzień postanowiłem napisać cóś lżejszego, bo na katowanie polityką, tą wielką, jak i bananową zawsze znajdzie się czas, a poniedziałek warto zacząć bez ciosu między oczy, więc odsłonię rąbek alkowy mojej pracy w kontaktach z ludźmi, bo bywają krótkie i treściwe w swojej formie.
Kilka lat temu jako dziennikarz obsługiwałem pewien znany festiwal filmowy, na który pośród zaproszonej aktorskiej i reżyserskiej braci zaproszony był pewien znany i lubiany aktor.
Mieć wypowiedź takiego aktora w materiale na pewno ubarwiłoby newsa. Podszedłem więc do niego, przedstawiłem się i zapytałem, czy zechciałby poświęcić mi 5 minut na wywiad. Bardzo znany aktor odparł: ,,Ale czy muszę?”. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie, ale byłoby miło by, gdyby poświęcił mi te parę minut, bo jednak sporo osób przybyło na wydarzenie dla niego, a materiał kręcę dla organizatorów, więc wypadałoby. Bardzo znany aktor odpowiedział: „Aha jak tak, to ja to pierdolę” i odszedł. Odpowiedź przyjąłem na klatę i kontynuowałem swoją pracę, nagrywając rozmowy z pozostałymi zaproszonymi gośćmi.
Po jakimś czasie miało miejsce spotkanie bardzo znanego aktora z publicznością. Jakiż wtedy był uprzejmy, jego fani rozpływali się podczas sypanych jak z rękawa anegdot związanych z jego pracą, ale co jakiś czas rzucał spojrzenie w moją stronę.
Po spotkaniu z chwilą wyłączenia mikrofonu bardzo znany aktor w dość obcesowy sposób dał znać zebranej gawiedzi, że nie ma ochoty na autografy i wspólne zdjęcia. Podczas gdy rozmawiałem ze znajomymi, bardzo znany aktor podszedł, do mnie i zapytał- To, co nagramy tę rozmowę? Odpowiedziałem „Oczywiście, że istnieje taka możliwość, ale teraz to ja to pierdolę”. Bardzo znany aktor uśmiechnął się i odszedł.