Poranna redakcyjna kawa
Ciemno w tym państwie, gdzie łotry na świeczniku, trudno nie zgodzić się ze słowami Stanisława Jerzego Leca prawda? Kilka tygodni temu w Porannej redakcyjnej kawie opublikowałem tekst krytykujący poczynania Ministerstwa Edukacji w kontekście odchudzania programu nauczania. Pojawiło się kilka głosów, mówiących o potrzebie podjęcia takich kroków, bo uczniowie są przemęczeni, bo uczniowie to, bo uczniowie tamto, nie oponowałem, ale teraz dość!
Pod pozorem dbania o dobro uczniów rząd stara się wprowadzić zwykłą indoktrynację i wypłukiwanie młodych ludzi z przynależności do narodu i jego często dramatycznej historii. Usuwa się listę lektur przedstawiając je jako pisane zbyt archaicznym językiem, o czym dowiedziałem się z ust lektora w Polskim Radio i to w momencie, kiedy młodzi ludzie zaczynają porozumiewać się beknięciami, chrząknięciami ewentualnie wznosząc się na wyżyny intelektu stawiając lajka w przeczytanych treściach. Oczywiście generalizuję, ale inaczej się nie da, za co przepraszam tych posługujących się piękną polszczyzną. Jakiś czas temu Pani minister Nowacka zapowiedziała prekonsultacje w zakresie zmian w programie nauczania. Jeden z ekspertów MEN, niejaki Pawlikowski, poddał w wątpliwość sformułowania Rzeź Wołyńska i Ludobójstwo. Tenże Pawlikowski proponuje uczyć, nie o ludobójstwie, ale o konflikcie polsko-ukraińskim na Wołyniu argumentując ze szczerością czekisty w wywiadzie dla WP:
“Chcieliśmy wprowadzić pojęcie możliwie neutralne. Ten konflikt miał charakter czystki etnicznej, przerażającej zbrodni, a niektórzy uważają, że właśnie ludobójstwa. Nie przegapiamy faktu, że dokonywano zbrodni na polskich cywilach. Nie zapominamy przy tym o szerszym tle tych zdarzeń.
Niektórzy historycy mówią w tym kontekście o ludobójstwie, inni zaś o czystce etnicznej. Nie wiem, czy my powinniśmy to rozstrzygać, jeśli nie zrobili tego dotąd historycy. Ta tematyka i tak jest wystarczająco trudna dla nauczycieli bez martwienia się, czym się różni ludobójstwo od czystki etnicznej”.
Dalej „ekspert” Pawlikowski dodaje: “Rozumiem racje związane z pamięcią o Wołyniu, z naszą polityką historyczną i kapitałem moralnym państwa polskiego.
Ale moja perspektywa to perspektywa kogoś, kto jest z dziećmi w klasie i musi zadać sobie pytanie: co zyskam, kiedy każde ukraińskie dziecko w Polsce zapamięta, że jego pradziadkowie są być może współwinni rzezi na Wołyniu?
To jest pytanie pedagogiczne, bo w jednej klasie może być i Tomek i Dmytro. I to nie jest łatwe, jeśli na dzień dobry nauczyciel ma podyktować temat: “ludobójcza rzeź na Wołyniu”. To nie jest dobry pomysł na zbudowanie wspólnoty w klasie.
Zadaję więc pytanie jako potomek ofiar Rzezi Wołyńskiej, czy ciebie gościu pojebało?
Nie mam sił komentować dalej – uwierzcie mi, nie mam sił.
Polski nie ma.