Poranna redakcyjna kawa
W 2006 roku jeden z największych klimatycznych mędrców Al Gore w swoim filmie “An Inconvenient Truth” przepowiadał, że jeśli nie zmienimy swojego podejścia do ochrony klimatu, to w 2016 po ludzkości pozostanie smród i wspomnienie. Jego słowa wypowiadane w filmie tak wstrząsnęły Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej, że w trybie natychmiastowym, by zdążyć jeszcze przed armagedonem, nagrodziła film dwoma Oscarami.
Od tego czasu walcząc, o przetrwanie gatunku Pan Albert stał się jednym z najbogatszych ludzi na świecie, firma inwestycyjna Generation’s Global Equity, której jest współwłaścicielem i współzałożycielem, z założenia ma na celu inwestowanie w firmy, które wspierają “sprawiedliwe, zdrowe i bezpieczne społeczeństwo” i minimalizują swój wkład w globalne ocieplenie, ale sprawa się rypła, o czym uprzejmie donosi The New York Times„Generation’s Global Equity posiada portfel akcji o wartości ponad 26 miliardów dolarów w prawie dwóch tuzinach firm, które w ostatnich latach zwiększyły emisję gazów cieplarnianych”.
Swoistą klimatyczną moralnością Kalego wykazują się Niemcy, które chyba zatęskniły za smrodkiem z dymiących elektrowni produkujących energię z węgla, o czym informuje nas Euroobserver: „Niemiecki gigant energetyczny RWE rozpoczął demontaż farmy wiatrowej, aby zrobić miejsce dla dalszej rozbudowy kopalni węgla brunatnego odkrywkowej w zachodnim regionie Nadrenia Północnego Westfalii” Firma ma nadzieję wydobyć od 15 do 20 milionów ton węgla brunatnego, uważanego za najbardziej zanieczyszczającą formę paliwa kopalnego.
Demontaż wiatraczków, tak naprawdę niemal w całych Niemczech trwa od dawna. W takiej pre państwa, dla przykładu Brandenburgii, tylko w 2020 roku zlikwidowano 429 elektrowni wiatrowych. Obecnie o powrocie do węgla u naszych zachodnich sąsiadów mówi się z perspektywy wojny w Ukrainie i zabezpieczenia energetycznego Niemiec, ale prawda wydaje się być zupełnie inna i nad wyraz banalna, bo jak mówi stare przysłowie pszczół, jak nie wiemy, o co chodzi, to chodzi o kasę, o czym wspomina Ośrodek Studiów Wschodnich: „Na koniec 2020 r. nie będą już obowiązywać dwudziestoletnie dotacje na eksploatację turbin wiatrowych dla około sześciu tysięcy farm wiatrowych o łącznej mocy 4500 MW. W okresie do 2026 roku z systemu finansowania opuści system finansowania tysiąc sześćset turbin wiatrowych, a tym samym właściciele będą musieli zdecydować, czy działać zgodnie z warunkami rynkowymi, czy też zdjąć stare instalacje”.
I tu nasuwa się pytanie, gdzie Germanowie zutylizują wiatraczki, bo proces to jest złożony i kosztowny, a może obym się mylił trafią do kraju znad Wisły? Wszak dostaliśmy zaskórniaki z KPO w kwocie 5 miliardów złotych. Co prawda, jak wieść gminna niesie ojro te miało być przeznaczone na farmy wiatrowe Siemensa, ale jak ta sama wieść gminna mówi, są lekko wadliwe, więc czemu by nie kupić te stare sprawdzone wiatraki, by kręciły lody i powietrze na Polskiej ziemi, wtedy też jak bumerang wróci powiedzenie „Niemiec płakał jak sprzedawał”.